środa, 7 grudnia 2016

wierszem

wyszła po bułki wieczorem
i tęsknię
opierając myśli
o pocałunek przed
stopa za progiem
zamyślenie
w pustym pokoju
wtulenie w psa
wpatrzonego
drzwi oczekiwaniem
na Ciebie

wróć

winda już pachnie Tobą..

i my..







niedziela, 4 grudnia 2016

Na chwilę nas nie było..na chwilę byłyśmy całkiem offline.
Wylogowałyśmy się do życia ;)

"Zaliczyłyśmy" parę podmiejskich wyjazdów, na tyle dalekich aby odpocząć od tłocznego zgwaru miasta, parę filmów w bez-popcornowych salach kina niszowego, potraw w drodze pomiędzy, nocowań gdzie popadnie ( ale nie gdziekolwiek),  parę zjazdów na tyłku z koziej górki ( nie wierzycie? można!) i.. siebie zaliczyłyśmy razy dwieście trzydzieści siedem ( moja M. z ilością dyskutuje ale... Ona dyskutuje zawsze ;) Zastanawiam się jedynie czy bierze pod uwagę przerwaną zabawę w aucie pomiędzy autostradowymi bramkami i dosłownie "szybki numerek" w lesie ;)

Byłyśmy wszędzie i było nas głośno. Na szczęście nikt nie narzekał - bo chyba damy się lubić.

Wróciłyśmy. W kwadracie małej sypialni wtopiłyśmy się w swoje ciała pod ciepłym kocem, bawiąc się swoimi włosami i... nie tylko...

Zmykam. Moja M. zakłada koronkową bieliznę zakupioną "gdzieś"...





czwartek, 24 listopada 2016

wierszem piszę

pisze wiersze dla Ciebie
nie-wiersze
aperolem nasycone
pomarańczowe
 pies czarny głaskany
pomiędzy kolanami
Twymi
i deszcz
skapujący na rzęsę
rozmywa sie
pomiędzy pocałunkami
z zawstydzeniem

sobota, 19 listopada 2016

Moja M. nie lubi robić prania. Właściwie funkcja prania jest dla niej obca (nie mówiąc już o obsłudze programów pralki). Moja M. uważa, że to "taka dziwna pralka jest". Pranie robię więc ja.

Dziś, z pokoju, krzyczę do Niej:

- Kochanie, wywiesisz pranie?
Moja boska M: - A już się zrobiło?
- nooo, tak..
moja M: skoro się samo zrobiło - niech się samo rozwiesi

O.. i taka sytuacja ;)

..i jak je znaleźć

Nie lubię jesieni, no nie lubię! Chyba nawet kolorowe liście, przeglądający się w kałużach księżyc, gorąca herbata z cytryną, miodem i imbirem czy sączące się leniwie światła aut, gdy wracam z pracy - nie są w stanie tego zmienić. W jesieni brak mi słońca - jesienią w ramiona słońca uciekłabym, dokądkolwiek. Uciekam..w rozgrzaną snem szyję mojej M., w Jej zawsze ciepłe dłonie, w podkreślone szminką usta, wilgotne zakamarki Jej ciała i oczy, oczy, oczy.
Jestem wzrokowcem. Moja M. spodobała mi się od pierwszego wejrzenia, gdy - onieśmielona czekała na mnie przed kinem, nerwowo ściskając w dłoniach swój telefon i niezdarnie ukrywając radosną twórczość swojej koleżanki na jasnych jeansach. Jak Ona się seksownie zawstydzała..jak zawstydza się do dziś, gdy zbyt długo zawieszę się spojrzeniem w Jej oczach. Zawieszam się z premedytacją, chyba w to nie wątpicie ;)
Dziś miałyśmy déjà vu pierwszego spotkania..

Nie wiem jak Wy ale my umawiamy się ze sobą na randki. Takie oficjalne. Pomimo tego, że mieszkamy razem i w przypadające na weekend spotkanie "pindrzymy się" na nie niemalże w jednym łazienkowym lusterku ;) Dziś spóźniłyśmy się przez to na film..bo cholernie ciężko jest się oprzeć Jej wpółnagiemu ciału wyginającemu się nad moją prostownicą. 

Sytuację uratowały nigdy nie kończące się reklamy przed seansem (jak zawsze ;) Film zaczął się później niż powinien..a my, wcześniej, niż powinnyśmy zatęskniłyśmy za choć krótką przerwą na nie. 
Już tuż po napisach początkowych bawiłyśmy się swoimi rękoma pod szalem pachnącym perfumami mojej M. Wbijałyśmy paznokcie w swoje "ubrane" uda i pozostawiałyśmy kąsania na swoich "nagich" szyjach.
A mi przypomniał się nasz pierwszy pocałunek, gdy błądziłam w Jej ustach bez wzajemności ;)

Ja: masz język?
moja M: mam gumę.

Moje Drogie, pozbywajcie się gum na randkach, to grozi..wspomnieniom z uśmiechem od ucha do ucha ;) Bardzo radosnym ;)

A film w scenariuszu J.K. Rowling polecamy bo "ciary-mary" lubimy bardzo ;)




czwartek, 17 listopada 2016

bożole nuwo ;)

Trzeci czwartek listopada to - nie tylko dzień przed radosnym piątkiem, piąteczkiem, piątuniem. To również, nie tylko kolejny czwartek zbliżający nas do Świąt i Nowego Roku. Dla mnie to - przede wszystkim -  okazja do otwarcia młodego wina, najbardziej chyba znanego Beaujolais Nouveau.
Beaujolais Nouveau zawsze jest robione z tej samej odmiany winogron – gamay, metodą maceracji węglowej, polegającej na tym, że całe liście winogron fermentują w zamkniętej kadzi, bez zgniatania. Pozwala ona na uzyskanie owocowego, nawet bananowego aromatu. Lubię ten smak. Czuję go właśnie w kącikach moich i scałowań z ust mojej M.
To wino, które służy do bezrefleksyjnej zabawy więc wraz z nim zabawiłyśmy się dziś..czy bezrefleksyjnie? Na pewno namiętnie ;)

P.S. uwierzcie mi, że szkoła sommelierów przydaje się również w codziennym delektowaniu się ciałem M.


wtorek, 15 listopada 2016

romantyczna Majami ;)

Podobno bywam romantyczna. Czasem się tym sama zaskakuję - zaskakując moją M.
Mój romantyzm to nic wymuszonego,bo sytuacja tego wymaga. Fajnie - Walentynki, Dzień Kobiet, urodziny, imieniny i inne takie tam..ale najfajniej, gdy dzień powszedni potrafimy traktować jak coś szczególnego. Bo przecież każdy wspólnie spędzony kolejny dzień jest lepszy niż jakieś tam święto.
Jestem dosyć ograniczona, chyba.. Pospolite kwiaty bez okazji, kolacja przy świecach czy Jej ulubiona sobotnia jajecznica (przepisu nie podam;), rozłożone na podłodze poduszki i moje uda (tak po prostu), spacer wieczorową porą trzymając mocniej Jej rękę niż smycz naszego czarnego mordziszczona i..takie ot, siedzenie naprzeciwko siebie wpatrując się w swoje oczy, ręka w rękę, stopa w stopę, słowo za słowo..czasem w jednoznacznej ciszy.. Ograniczenie moje sięga ostateczności, gdy chwytam Jej gibkie biodra w mocnym uścisku, wmasowuję się pachnącym olejkiem w Jej ciało i..egoistycznie obezwładniam wgryzaniem się w Jej napięte uda. Zaufajcie mi, wgryzanie się działa ;)
No dobra, bywam romantyczna bardziej niż Majami ze swoimi "pochodniami z Leroya" (kto nie oglądał nowego Pitbulla - polecam) - ale moja M. mówi, że jest "zajebiście"..i ja Jej wierze ;)

sobota, 12 listopada 2016

niespodzianką jesteś moją

Lubicie niespodzianki? Kto nie lubi ręka w górę - będzie łatwiej policzyć ;)

Moja M. wyjechała na weekend do Mamy. Już po paru kilometrach Jej podróży poczułam tęsknotę na karku i pustą przestrzeń mieszkania wypełnionego zwykle Jej podniesionym i uroczo piskliwym głosem.
Mały kręcił się dziś w nocy nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Staraliśmy ułożyć się w siebie ale.. brakowało istotnego elementu pomiędzy i gdziekolwiek bądź można "zarzucić" swoją nogę, łapę, wcisnąć się zaspanymi ustami czy chrapiącym mordziszczonem.
Ciężka to była noc. Z boku na bok, w zerkaniu na zegarek - który o 7 miał wybudzić mnie i pogonić na szybki prysznic - miałam dziś pracującą sobotę. Jak bardzo byłam dziś wdzięczna kawie, wiem chyba tylko ja.
Parę godzin pracy było intensywnych i wykropkowanych śmiałą zabawą słów pomiędzy nami. Kilometry to przecież tylko cyfry, podobno.
Po powrocie zajęłam swoje myśli sprzątaniem w domu. Wyrzuciłam połowę szafy - chowając ubrania ułożone w dosłowną kostkę, prałam, szorowałam, w miedzy czasie poddając się prośbom małego M* o drapanie pod łapką.
Po 17.30 dostałam smsa - przyjedz na Dworzec Zachodni, już - teraz, zaraz będę, nie mogłam wytrzymać bez Ciebie..

Zebrałam się w sekund więcej niż pięć (bo przecież musiałam "poprawić się" po ledwo co przespanej nocy i domowej krzątaninie).

Wtuliłyśmy się w siebie jak za pierwszym razem, gdy już na wtulanie się pozwalałyśmy sobie. Wgryzałyśmy się w swoje usta zachłannie, zaplatałyśmy dłonie w mocnym uścisku i..nie mogłyśmy oderwać od siebie wzroku (na szczęście mam podzielność uwagi i nie zagroziło to ruchowi drogowemu;)

Co było potem? Dziś owiniemy to we wstydliwej tajemnicy, wracając do swych nagich ciał i zamykając laptopa.

Dobranoc!

czwartek, 10 listopada 2016

gra wstępna?

Wczoraj, 9 listopada, jak na światowy dzień gry wstępnej przystało, oddałyśmy się.. no właśnie..

Nie wiem jak jest u Was ale my z ową "grą wstępną" mamy problem właściwie od początku ;)
Odkąd pojawiłyśmy się w swoim życiu miałyśmy dużą zachłanność na siebie. Najpierw na niewinne słowa podszyte flirtem, później na sycenie się cielęcymi spojrzeniami, spacerami - ocierając się o siebie przypadkiem - aż po intymną cielesność pierwszego zbliżenia, trwającego zbyt krótko (jak wszystko, co razem).

Ja i moja M. mamy problem z cierpliwością. Bez dwóch zdań. Chcemy na już i na teraz - a gdy chcemy czegoś bardzo "teraz i już" ma być od razu ;)

Starałyśmy się wczoraj bardzo. Dla zabawy trochę, chcąc "uświęcić" ten wyjątkowy;) dzień.  Nie wiem czy nam się do końca udało..

M. wróciła z pracy prosto w moje ramiona. Miałam dwa dni urlopu ze względu na małego i parę urzędowych spraw, które "wisiały" od dawna (na szczęście nie był to ZUS ani Urząd Skarbowy). Czekałam na Nią dosłownie w drzwiach, kręcąc zalotnie tyłeczkiem i zdejmowaną z siebie koszulką. Wzięła szybki prysznic a ja..rozebrałam Ją jeszcze szybciej z mokrego ręcznika. Od ust, po szyje i piersi, wgryzałam się w Jej bezbronne, nagie ciało. Odwzajemniała się bolesnym kąsaniem moich ramion, podbrzusza, napiętych pośladów.
Unieruchomiłam Jej ciało splotem stóp, ud i przygotowanym wcześniej paskiem. Twardym czubkiem języka drażniłam zgięcia i zagięcia Jej drżącego ciała, podtrzymując wirujące biodra opartymi o łóżko rękoma. Opierała się by za chwilę oddać się pokornie pewnym ruchom moich warg, ust i palców..
Zakończyła swój taniec długim pojękiwaniem, wyginaniem się i opadaniem.. może choć trochę rekompensuje to krótką grę wstępną, w której - jak uprzedzałam - nie jesteśmy zbyt dobre ;)




wtorek, 8 listopada 2016

nienasycenie

Obiecane, na gorąco.. (choć niekoniecznie w zapowiedzianej konfiguracji ;)

Mamy z M. tak, że po podrażnieniu kubków smakowych śniadaniem/obiadem/kolacją (kolejność nie ma znaczenia i może następować po sobie) oddajemy się tańcowi zmysłów po naszych ciałach. Wędrówka nie zawsze bywa długa więc dzisiejsza "szybka akcja" (nazwijmy rzeczy po imieniu;) wcale nas nie zaskoczyła.

Na obiad poczyniłam wariację całkiem nie na temat, łącząc różne kuchnie i zwijając mapę świata w jednogarnkowym daniu (patelni na podsmażenie mięsa nie liczę).

To, co nastąpiło później było jedynie tego potwierdzeniem.

M. dziś się chyba tego nie spodziewała. Siedziała spokojnie obserwując sytuację polityczną w Ameryce ( ja emocjonuję się tym dużo bardziej ;) Pomimo..i zachęcona czerwonym sosem pozostawionym na Jej ustach - wlizałam się w nie niepokornie. Zaufajcie mi, że było to bardziej ekscytujące niż debata Clinton-Trump ;)
Nie były to długie wcałowywania się w siebie - rekompensowałyśmy to poziomem namiętności i zachłannością na siebie.
Związałam Jej dłonie wyjętym na szybko paskiem ze spodni. Oddała się, niekoniecznie pokornie, zostawiając ślad swoich warg na moim ramieniu. 
Z kontynuowanych pocałunków bardzo szybko przeszłam na Jej bezbronne i nieprzygotowane na atak ciało. Wyginała się pod każdym dotykiem i lekko pojękiwała. Czerwonymi paznokciami wbijałam się w Jej uda, pachwiny, pośladki. Jej biodra tańczyły pode mną i wiedziałam, że to moment, w którym jest już gotowa.
Wirowała pode mną jak tancerka flamenco, której rytm wybijały moje palce i uderzenia języka. Zakończyła taniec długo wbijając się paznokciami w moje biodra.

Czuję jeszcze te paznokcie na biodrach pisząc ten post ;) Jutro zakryję ślady wciągniętą w czarne spodnie białą koszulą. Szpilki na pewno nie zdradzą grzechów dnia poprzedniego ;)



Czekamy z małym na M.

Zawsze mamy ze sobą kontakt w ciągu dnia (bo najnaturalniej w świecie tęsknimy za sobą) ale dziś linia była wyjątkowo gorąca. Emocje opadają. Nalałam sobie lampkę czerwonego wina, półwytrawnego, portugalskiego. Nieważne, że wczesna pora - najważniejsze, że wiemy jak wielkie oczy może mieć nasz strach o sierściucha.
M* to dzielny pies, ma to po mnie ;) I ma szczęście do dobrych ludzi a - co bardzo ważne - "trafiliśmy" na cudownego specjalistę. Na tym etapie nie jest wymagane RTG a już tym bardziej tomografia komputerowa. Na tym etapie będziemy walczyć o zdrowie odpowiednią dawką Previcox"u, witaminami i - co najtrudniejsze w przypadku psa wyjątkowo ruchliwego - ograniczeniem ruchu właśnie. Cóż, niezdiagnozowane "ADHD" też odziedziczył po mnie ;) Są sytuacje, w których unieruchomiona przez M. wyrywam się - tym bardziej ;) Ale o tym będzie w innym poście ;)

Pomiędzy słowami, tuleniem się i głaskaniem pod łapą (bo to uspokaja najbardziej), bawimy się smakami w kuchni.
Drażnię się ze świeżą bazylią i przyprawami z Malty. Kąciki moich ust uśmiechają się same do siebie. Makaron z pszenicy durum wdzięcznie tańczy w gorącej wodzie. Łączę smaki tak, aby brzmiały jednym wersem. A tym wersem ma być rozanielenie w podniebieniu mojej M. i..Jej rozchylone dwu-znacznie usta ;)

Nie mogąc doczekać się mojej M. piszę do niej zadziornego smsa:
- Kochasz?
Odpisuje:
- Kocham.
Pytam:
- Skąd wiesz?
Odpisuje:
- Zawsząd.

I takiego "zewsządu" Wam życzę :)





poniedziałek, 7 listopada 2016

Początek tygodnia to zawsze u mnie nowe wyzwania. Początek miesiąca tym bardziej. Zrozumie mnie na pewno każdy, kto pracuje w korporacji.
Moim największym wyzwaniem jest jednak ostatnio mały sierściuch, oparty o moją stopę czarną mordką i wpatrzony ufnymi oczami.
Mały rozchorował się nam ostatnio. Spędza mi to sen z powiek. I wiem, że po jutrzejszej (we łzach wyproszonej wizycie na cito), musi być tylko lepiej.
Będzie, prawda?

Moja M., delikatna kruszyna w tym okresie okazuje się bardziej opanowana ode mnie. Ja - na co dzień ''twardo i mocno stąpająca po ziemi '' (a na pewno tak mi się wydaje) - od paru dni rozsypuje się emocjonalnie. Bo... chyba nie do końca potrafię sobie poradzić z tym, że jestem bezradna, że nie potrafię ''już i teraz'' pomóc swojemu sierściuchowi.
Lubię mieć kontrolę nad swoim życiem, co nie oznacza, że nie jestem spontaniczna (zdecydowanie jestem!). I co nie oznacza, że przy mojej M. tej kontroli nie tracę.

Wyczekuję jutra. Wizyta o 9:30. Mały będzie miał RTG kręgosłupa i wizytę u chirurga-ortopedy. Chirurga wygooglowałam dziś na pięćset milionów sposobów.
Jestem pewna, że będzie w dobrych rękach.

Patrzę ze łzami w oczach jak niezgrabnie pokonuje najdrobniejszą fałdę na pościeli. Jak siada z przykulonymi uszami i zaczepia o głaskanie pod łapką (coś w tym jest, odkąd go mam). To i tak lepiej niż wczoraj wieczór -gdy uciekał z łóżka i chował się po kątach.

Trzymajcie wszystkie kciuki. Tym bardziej, że na "placu boju" będziemy tylko we dwoje :( Ja i mój najczarniejszy czarnuch na świecie, mały M* :)

jesienne nastroje

pisząc tego posta, jedną dłonią głaszczę naszego buldożka. przecież od tego jestem, zaczepia mnie więc zadziornie swoją czarną łapką, kiedy tylko choć na chwilę przestaję zwracać na niego uwagę.

J. jest jeszcze w pracy. wiem, że ma dziś kiepski humor, więc od rana zastanawiam się jak Jej go poprawić... zazwyczaj, kiedy chcę sprawić Jej przyjemność zamykam się w kuchni i gotuję coś, co lubi. specjalnie dla Niej.
czasem przyjeżdżam po Nią do pracy, wyciągam gdzieś, lub po prostu wracamy do domu, razem. 

wydaje mi się, że najbardziej lubi, kiedy czekam na Nią w domu w starannie zrobionym makijażu, ubrana w sukienkę lub po prostu w coś, co działa na Jej wyobraźnię.
muszę stwierdzić, że moja  J. jest trochę jak facet - mentalnie, bo wyglądem zupełnie nie przypomina męskiej lesbijki. jest bardzo kobieca... ale kiedy wyglądam tak, jak lubi, dostaje na moim punkcie fioła i wpatruje się we mnie jak w obrazek. nie mogę powiedzieć, że tego nie lubię...lubię też wtedy być prowokująca i zimna. coś na zasadzie ''możesz popatrzeć, ale nie dotykaj. finał będzie wieczorem. czekaj grzecznie''... oczywiście nie zawsze mam na tyle silną wolę, i lądujemy na podłodze, parapecie, czy też na stole w kuchni w niespodziewanie szybkim tempie. 

dziś jednak, najbardziej poprawię humor mojej J. samą obecnością. tym, że po powrocie z pracy będzie czekać na Nią zaparzona melisa... bez zbędnych pytań o to, jak minął dzień, bo przecież wiem, że beznadziejnie. jeśli będzie miała na coś ochotę, dostanie to. dostanie też moją dłoń na swoje udo. i czułe pocałunki w czoło.

myślę, że to niezwykle ważne w związku, żeby odczytywać prawidłowo swoje potrzeby... i dbać o nie jak o własne, a nawet bardziej.

sobota, 5 listopada 2016

i pies

Pies jest ze mną w pakiecie. Odkąd skończył jakieś 7 tygodni. Urodził się 25 marca 2012.
Pies? Sama nie wiem. Chyba nie do końca. Kiedyś pod windą byłam świadkiem rozmowy, na temat:
- Ale super pies.
- To nie pies, to M*...
Jestem w stanie się z tym zgodzić. Zdecydowanie.
Mały przeszedł ze mną wiele. Nie dość, że ciężką i długą depresję - to jeszcze rozstanie po wieloletnim związku. Ale ja przeszłam z nim - w zamian chyba - operację odprysku kości, alergię, dwa ataki agresji psów i, obecnie trwający, problem z kręgosłupem. Musicie trzymać kiucki za to, aby było najlepiej. Przecież musi być!
Był też świadkiem jednego z pierwszych spotkań z M., która pokochała go od pierwszego wejrzenia (obawiam się, że jego a nie mnie;).Obecnie jest świadkiem wszystkiego, co dzieje się pomiędzy nami. Zaufajcie mi, czasem dosyć nieporządanym świadkiem ;)
M* ma wielkie oczy na świat, jest wrażliwy (czasem przewrażliwiony), uparty (napisałabym despotyczny) i..ma dobre serce. Jeśli napiszę, że "psy" upodabniają się do właścicieli - upodabniają. Co więcej - Mały ma siwą brodę a ja.. parę siwych włosów (i obojgu nam to nie przeszkadza  a już na pewno nie przeszkadza M.;)


M* - imię psa, którego na razie nie chcemy zdradzać.

czwartek, 3 listopada 2016

motyle w brzuchu.

czwartkowy wieczór. 
patrzę jak J. wypuszcza chmury z ust. bawi się włosami. uwielbiam kiedy jest tak subtelna jak teraz.

przypomniały mi się dzisiaj nasze początki. wariowałam przed pierwszą randką...czułam, że to ktoś wyjątkowy.

czekałam na J. na ławce przed kinem, nerwowo sprawdzając godzinę - byłam wcześniej niż powinnam. nagle ktoś usiadł obok mnie, to była Ona...zerknęłam nieśmiało w Jej stronę. przyglądały mi się piękne, wielkie, zielone oczy. przywitała mnie promiennym uśmiechem i wcisnęła w dłoń dwa bilety. 
chyba obie bardziej zainteresowane byłyśmy sobą, niż filmem. to do mnie niepodobne, ale pragnęłam(?)...tak, to odpowiednie słowo. pragnęłam, aby choć musnęła mnie dłonią. ja - bardzo zdystansowana, raczej chłodna, unikająca jakiegokolwiek kontaktu fizycznego z kimś, kogo znam krócej niż 'długo'.
po seansie pojechałyśmy nad Wisłę...J. wzięła ze sobą koc, usiadłyśmy na plaży i dużo rozmawiałyśmy. o wszystkim.
a na do widzenia...buziak w policzek.

druga randka to ponownie kino. pierwszy pocałunek... J. nie wytrzymała, zaskoczyła mnie, ale nie protestowałam. przez cały film gładziłam Jej wewnętrzną stronę dłoni opuszkami palców. powiedziała mi później, że czuła mój dotyk 'dosłownie wszędzie'.

na koniec...
przechodzą mnie ciarki, kiedy przypomnę sobie 'pożegnalne' pocałunki w samochodzie. potrafiłyśmy żegnać się 2 godziny. a kiedy już J. zaczynała ciągnąć mnie za włosy, całować w szyję i pozwalać sobie na ówcześnie niedozwolone - dawałam Jej buziaka i szeptałam 'pa' do ucha, zamykając za sobą drzwi z uśmiechem.
nawyki 'zimnej suki'.
myślę, że też za to mnie pokochała.

poniedziałek, 31 października 2016

rozczulenie

poranna J. rozczula mnie najbardziej.

lubię, gdy zupełnie zaspana, w półśnie rozpycha się na moją stronę łóżka. robi to zawsze, kiedy tylko rozbrzmiewa dźwięk budzika, który zawsze dzwoni za wcześnie... bo zawsze jest zbyt wcześnie, żeby zostawić Ją w łóżku samą. tuż przed wyjściem do pracy obdarowuję moją Miłość milionami pocałunków i obserwuję reakcje J.

czasem jest to zabawny grymas na twarzy - zaczyna rozbudzać się i szeptać : ''Kotek, spać''. są też dni, w których oplata rękoma moją szyję i próbuje wciągnąć z powrotem w ciepłą pościel.


zamykam za sobą drzwi. wchodzę do windy. wychodzę z bloku. pospiesznym krokiem wędruję na przystanek autobusowy, i...i już tęsknię. ktoś mógłby powiedzieć, że to nienormalne. jeszcze kilka miesięcy temu pewnie sama nie potrafiłabym tego zrozumieć. ale stało się, i to najwspanialsze uczucie na świecie.

niedziela, 30 października 2016

Uwielbiam niedzielne wieczory. Dziwne? Może trochę.
Tulimy się zwykle bardzo i dużo ale wtedy..wręcz "wchodzimy sobie na głowę". Moja M. "wchodzi mi na głowę" ;) A mnie to rozczula jak nigdy.
Pozwalam sobie dziś na dodatkowego posta bo prasowanie korporacyjnej koszuli przejęła M. Święto w czystej formie tym bardziej, że nigdy tego nie robi. Na szczęście mam ich zapas ;)
I nikt mi nie powie, że nie wygląda przy tym mniej seksownie od Sharon'e Stone W "Nagim instynkcie" rozkładająca nie-winnie uda. Sharon Stone może Jej pozazdrościć naturalności i zadziornego spojrzenia. Bo Jej spojrzenie drażni się z moim przy każdym ruchu żelazka.
Boję się o moją na kant wyprasowaną koszulę - ale bardziej boję się o to, że deska do prasowania nie zniesie ciężaru naszych pocałunków ;)

Niedzielne wieczory bywają..intensywne i długie ;)



bo weekendy kończą się za szybko

Kończy się weekend. Jak zwykle zbyt wcześnie niż powinien.
Iskrzyło nam przez te dwa dni trochę ale..związki kobiet (tym bardziej z podobnym temperamentem - zaufajcie mi, ognistym) bywają mocno emocjonalne. Gdybym napisała, że tego nie lubię - skłamałabym wierutnie. Lubię, lubię..choć czasem kosztuje to nas parę chwil z wzrokiem błądzącym gdziekolwiek - bądź, oby nie na siebie i mijaniem pomiędzy ciszą słów.
Moja M. chce mówić wtedy dużo, wiele, nieskładnie czasem. Ja wyciszam się i zamykam w sobie, by wrócić do Niej opanowana i przemyślana.
"Łapiemy się" w odpowiednim momencie, wypośrodkowując swoje oczekiwania. A już na pewno nigdy nie dochodzi w tym "łapaniu się" do aktów z brakiem szacunku i rzucaniem zbyt ostrych słów, których za chwilę byśmy obie żałowały. Doświadczenia z przeszłości nauczyły nas, że nie warto.
Spotkałyśmy się w czasie, w którym obie wiedziałyśmy kogo, czego i jak chcemy. Do końca nie jestem pewna, czy M. chciała w pakiecie z kobietą - chrapiącego w nocy czarnucha - ale... ;)
Kochamy się. Jesteśmy podobne i inne. W pakiecie we trójkę. Już zaklepane, zainfekowane i nie do przygarnięcia ;)
I na pewno nie lubimy kończących się zbyt spiesznie weekendów.



piątek, 28 października 2016

dobranoc

Pomiędzy udami dzieje się wiele ale tylko na tyle, na ile sobie pozwolimy. My pozwalamy sobie na wiele. Ja mam większe doświadczenie niż M. ale M. - ma dużą wyobraźnię. Nie napiszę, że większą - mamy "tak samo" i "tak samo" chce nam się chcieć próbować nowo i od nowa, bawiąc się swoimi fantazjami.
Lubię "brać Ją" z zaskoczenia. Jej ciało jest wtedy podatne na każdy gest, nawet mimowolne otarcie się mojej dłoni o kąciki Jej ust. Jest mi wdzięczna za każdy dotyk bo każdy dotyk czuje w podbrzuszu.
Zaczynam od Jej sutków, bo Jej sutki rozdrażniają moje zmysły najbardziej. Wsysam się w nie delikatnie i przetrzymuję w ustach, po czym - za chwilę, lub dwie - wgryzam się zębami. Moja M. wydaje wtedy pierwszy dźwięk rozkoszy, który dla mnie jest najlepszą zachęta "na później".
A później są drgania ud, wgryzanie się w moją szyję, wydrapywanie śladów paznokci na moim ciele i zagłuszane poduszką jęki (bo przecież mamy sąsiadów, o których spokój snu dbać musimy).

dzień dobry

Na "dzień dobry" moja M. uwielbia wyciągać się na mnie. Wstaję zwykle później, więc moje zaspane zmysły wędrują dłonią w Jej długie włosy. Poddaję się snom sączącym się nocą. Wzbraniam się bezwolnie. Przekomarzam..by w końcu wylądować ustami na jej ustach lub wtulam jak dziecko w jej szyję. Uśmiecha się zawsze, patrząc delikatnie tymi swoimi brązowymi oczami i wraca do robienia makijażu (na dywanie lub w łóżku - by cały czas być blisko mnie).
Po szamotaniu się po pokoju i zapalaniu nocnej lampki (przed światłem której uciekam pod kołdrę) wychodzi - całując spiesznie mnie i naszego buldoga. Buldog przekręca się na drugi bok a ja daję buziaka "w powietrze".
Mój budzik dzwoni gdy Ona jest już w pracy. Na szczęście czuję smak Jej porannych pocałunków :)

piątek, 21 października 2016

no dobrze.

zacznijmy od początku, prawie... majowo na pewno bo był to maj niewątpliwie

portal jakiś społecznościowy, wielki, niewielki - nie ma znaczenia. nazwa? banalna! nieistotne. paroma słowami zaczepiona - odwzajemniłam parę słów. banalnych pewnie, tak jest na początku. chyba dobre to były słowa, wizualizowałam je załączonym zdjęciem. kilkoma zdjęciami. równie dobrymi jak słowa.

zmaterializowałam je niewinnym spotkaniem. niewinnym? kino Muranów ze swoim ''Mustangiem'' stało się nieświadomym świadkiem pierwszych spojrzeń, gestów, nieskupień się, muśnięć kolan. kątem spojrzeń obserwowałam jej gesty. w poświacie projektora były grą cieni i pół-znaczeń ciał onieśmielonych, rozdziewiczanych wstydliwie, nieporadnie czasem.

przecież już wiedziałam. chciałam. jak dziecko. dzieci mają intuicję.

wspomnienie sprzed pięciu miesięcy (zrugana zostałam właśnie za swoją nieporadność w datach - przypadłość wrodzona a nie nabyta ;) ciepłym rumieńcem odznacza się na moim policzku gdy Ona (tuż obok) w codzienności swej tuli się do mojego ramienia.

o codzienności później..

J.