Obiecane, na gorąco.. (choć niekoniecznie w zapowiedzianej konfiguracji ;)
Mamy z M. tak, że po podrażnieniu kubków smakowych śniadaniem/obiadem/kolacją (kolejność nie ma znaczenia i może następować po sobie) oddajemy się tańcowi zmysłów po naszych ciałach. Wędrówka nie zawsze bywa długa więc dzisiejsza "szybka akcja" (nazwijmy rzeczy po imieniu;) wcale nas nie zaskoczyła.
Na obiad poczyniłam wariację całkiem nie na temat, łącząc różne kuchnie i zwijając mapę świata w jednogarnkowym daniu (patelni na podsmażenie mięsa nie liczę).
To, co nastąpiło później było jedynie tego potwierdzeniem.
M. dziś się chyba tego nie spodziewała. Siedziała spokojnie obserwując sytuację polityczną w Ameryce ( ja emocjonuję się tym dużo bardziej ;) Pomimo..i zachęcona czerwonym sosem pozostawionym na Jej ustach - wlizałam się w nie niepokornie. Zaufajcie mi, że było to bardziej ekscytujące niż debata Clinton-Trump ;)
Nie były to długie wcałowywania się w siebie - rekompensowałyśmy to poziomem namiętności i zachłannością na siebie.
Związałam Jej dłonie wyjętym na szybko paskiem ze spodni. Oddała się, niekoniecznie pokornie, zostawiając ślad swoich warg na moim ramieniu.
Z kontynuowanych pocałunków bardzo szybko przeszłam na Jej bezbronne i nieprzygotowane na atak ciało. Wyginała się pod każdym dotykiem i lekko pojękiwała. Czerwonymi paznokciami wbijałam się w Jej uda, pachwiny, pośladki. Jej biodra tańczyły pode mną i wiedziałam, że to moment, w którym jest już gotowa.
Wirowała pode mną jak tancerka flamenco, której rytm wybijały moje palce i uderzenia języka. Zakończyła taniec długo wbijając się paznokciami w moje biodra.
Czuję jeszcze te paznokcie na biodrach pisząc ten post ;) Jutro zakryję ślady wciągniętą w czarne spodnie białą koszulą. Szpilki na pewno nie zdradzą grzechów dnia poprzedniego ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz