Czekamy z małym na M.
Zawsze mamy ze sobą kontakt w ciągu dnia (bo najnaturalniej w świecie tęsknimy za sobą) ale dziś linia była wyjątkowo gorąca. Emocje opadają. Nalałam sobie lampkę czerwonego wina, półwytrawnego, portugalskiego. Nieważne, że wczesna pora - najważniejsze, że wiemy jak wielkie oczy może mieć nasz strach o sierściucha.
M* to dzielny pies, ma to po mnie ;) I ma szczęście do dobrych ludzi a - co bardzo ważne - "trafiliśmy" na cudownego specjalistę. Na tym etapie nie jest wymagane RTG a już tym bardziej tomografia komputerowa. Na tym etapie będziemy walczyć o zdrowie odpowiednią dawką Previcox"u, witaminami i - co najtrudniejsze w przypadku psa wyjątkowo ruchliwego - ograniczeniem ruchu właśnie. Cóż, niezdiagnozowane "ADHD" też odziedziczył po mnie ;) Są sytuacje, w których unieruchomiona przez M. wyrywam się - tym bardziej ;) Ale o tym będzie w innym poście ;)
Pomiędzy słowami, tuleniem się i głaskaniem pod łapą (bo to uspokaja najbardziej), bawimy się smakami w kuchni.
Drażnię się ze świeżą bazylią i przyprawami z Malty. Kąciki moich ust uśmiechają się same do siebie. Makaron z pszenicy durum wdzięcznie tańczy w gorącej wodzie. Łączę smaki tak, aby brzmiały jednym wersem. A tym wersem ma być rozanielenie w podniebieniu mojej M. i..Jej rozchylone dwu-znacznie usta ;)
Nie mogąc doczekać się mojej M. piszę do niej zadziornego smsa:
- Kochasz?
Odpisuje:
- Kocham.
Pytam:
- Skąd wiesz?
Odpisuje:
- Zawsząd.
I takiego "zewsządu" Wam życzę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz